relacje z wypraw              galeria              o mnie              ciekawostki
informacja o krajach:

Ekwador
Peru
Boliwia
zobacz trasę przejazdu:

trasa
Ameryka.pdf

La Paz – Puno – Cuzco – Ollantaytambo – Aquas Caliente (Machu Picchu)
– Lima – Quito – Caracas – Frankfurt/Menem – Katowice


W La Paz rozdzieliliśmy się, Olo z Gosią coś tam jeszcze chcieli zobaczyć w mieście, a ja chciałem już jechać do Puno. Strasznie wymarzłem w nocy w autobusie i marzyłem o tym żeby znaleźć się w hotelu. Dlatego też umówiliśmy się, że spotkamy się w hotelu, w którym spaliśmy będąc wcześniej w Puno. Tak zrobiliśmy, ja dotarłem do Puno przed południem a oni dołączyli do mnie parę godzin później. Wieczorem zrobiliśmy małe zakupy: trochę ciuchów, pamiątki i prezenty dla znajomych. Machu Pichu Nazajutrz pojechaliśmy bardzo ładną i malowniczą trasą do Cuzco, osiągając późnym wieczorem cel podróży. Kolejne trzy dni mamy przeznaczone na dojazd i zwiedzanie Machu Picchu. Najpierw jedziemy lokalnym busem do Urubamby, gdzie przesiadamy się na autobus do Ollantaytambo. Ponieważ najtańszy pociąg (10 USD) do Aquas Caliente jest dopiero o 18:00, postanawiamy zwiedzić pobliskie inkaskie ruiny, z których rozciąga się ładny widok na okolicę. Wreszcie podstawiają nasz pociąg (dojazd do Machu Pichu jest możliwy tylko pociągiem) i wraz ze sporym tłumem zajmujemy wyznaczone miejsca. Po dwóch godzinach jesteśmy w Aquas Caliente, gdzie w pierwszym lepszym hotelu zostajemy na nocleg. To typowo turystyczna osada, która żyje wyłącznie z i na potrzeby turystów. Można tu kupić przeróżny shit for turist oczywiście po cenach wyższych niż gdzie indziej.
Następnego dnia wstajemy bardzo wcześnie rano, po to żeby zobaczyć wschód słońca na Machu Pichu. Z czołówkami na głowach pniemy się szybko w górę, tak że po około 1,5 godzinie jesteśmy u wejścia do ruin. Kupujemy wejściówki w cenie 30 USD/osoby i rozpoczynamy zwiedzanie. Najpierw wdrapujemy się na szczyt po lewej stronie ruin, skąd roztacza się wspaniały widok na Machu Pichu, a nawet na oddalone, ośnieżone szczyty Andów. Niestety wschód słońca nie jest efektowny gdyż pogoda jest bardzo zła i pogarsza się z minuty na minutę. Schodzimy na dół i zwiedzamy teraz ruiny, które ciągną się na olbrzymiej powierzchni. Następnie idziemy na kolejne wzgórze Huayna Pichu, gdzie w okolicach szczytu też znajduje się szereg ruin. I tutaj dopada nas deszcz, który towarzyszy nam już przez całe zwiedzanie. Mokrzy i głodni po kilku godzinach wracamy do hotelu, skąd nazajutrz jedziemy porannym pociągiem o 6:00 rano do Ollantaytambo, by w końcu wrócić do Cuzco. Tam zostajemy jeden dzień i zwiedzamy w sumie przyjemne i ładne miasto. Święto w Limie Z Cuzco wyruszamy bardzo ładną widokowo trasą w ostatnią już podróż do Limy, gdzie na 3 dni zostajemy w Hostelu Espania. W tym czasie udaje nam się zwiedzić m.in. Muzeum Złota (bez rewelacji), dość ciekawe Muzeum Inkwizycji (wejście gratis), kilka kościołów, położoną nad oceanem dzielnice Miraflores (również bez rewelacji), oraz podobno studencką dzielnicę Barranco (też nie rzuciła nas na kolana). Ogólnie Lima mnie nie zachwyciła, można powiedzieć że to zatłoczone, brudne i hałaśliwe miasto. Do absurdu dochodzi tutaj sprawa fałszywych pieniędzy. Sam byłem świadkiem jak sprzedawczyni przyjmując banknot z wysokim nominałem sprawdzała go ze 3 minuty, poczym klient odbierający od niej resztę, robił dokładnie to samo. Nie mniej jakoś spędziliśmy te 3 dni w Limie, a niektórzy jak Olo nawet bardzo hucznie.
30 sierpnia mieliśmy również przyjemność uczestniczenia w obchodach święta patronki Limy (Santa Rosa de Lima). To wydarzenie trochę nam napsuło krwi, gdyż z racji święta nie mogliśmy dokonać potwierdzenia rezerwacji naszych biletów lotniczych. Dlatego też wracając, na lotnisku w Limie wystawiono nas na sporą próbę, odsyłając z jednego okienka do drugiego, a nawet powiedziano nam, że nie mamy szans na powrót w tym dniu. Koniec końcem skończyło się szczęśliwie, aczkolwiek znów nie do końca. Co prawda znaleźliśmy się w samolocie, ale niestety nasze bagaże nie. I znowu Lufthansa się nie popisała, bo już w Polsce na bagaż czekaliśmy 3 dni, po czym okazało się, że najnormalniej w świecie spenetrowano nam nasze plecaki i ukradziono co cenniejsze rzeczy. Oczywiście zrobiliśmy awanturę i skończyło się tak, że Lufthansa wypłaciła nam spore odszkodowanie i przynajmniej na tym etapie spisała się dość dobrze. Nie mniej w naszych oczach straciła bardzo dużo.
strona 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6
2001 © dyszkin
design by dyszkin