relacje z wypraw              galeria              o mnie              ciekawostki
informacja o krajach:

Egipt
Izrael
zobacz trasę przejazdu:

trasa
wersja do druku:

Egipt-Izrael.pdf

Czas trwania naszej wyprawy: 17 stycznia – 2 luty 2010

Uczestniczyły 2 osoby: Asia i ja.



Katowice – Frankfurt/Menem – Kair – Giza – Luksor


Długo broniłem się przed wyjazdem do Egiptu, gdyż generalnie nie interesują mnie kraje, do których ściągają tabuny zorganizowanych turystów, no ale w końcu powiedziałem sobie: widziałeś już tyle przedziwnych rzeczy na tym świecie, a nie wiesz nawet jak wygląda "głupia" egipska piramida... Co prawda to prawda, raz kozie śmierć - jedziemy zatem do Egiptu. Żeby jednak uatrakcyjnić nieco nasz wyjazd postanowiliśmy z Asią, że spędzimy tydzień w Egipcie i tydzień w Izraelu. Z pewnością jest to zdecydowanie za mało czasu, żeby dokładnie poznać oba te kraje, ale w zupełności wystarcza na porządny odpoczynek i, jak się okazało, ucieczkę od głębokich mrozów, jakie zapanowały w Polsce. Kair A zima ogarnęła Europę dosłownie kilka dni przed naszym wyjazdem i to do tego stopnia, że we Frankfurcie śnieżyce sparaliżowały zarówno miasto, jak i port lotniczy. 200 odwołanych lotów i chaos nie do opisania. Na szczęście trafiliśmy w przerwę między większymi opadami śniegu tak, że udało nam się bez żadnych przygód dotrzeć wieczorem do Kairu. Na lotnisku kupiliśmy wizę (15 USD), zmieniliśmy trochę pieniędzy (1 USD = 5,43 EGP) i lotniskową taksówką (80 EGP) kazaliśmy się zawieźć do Hostelu Afryka. Już pierwsze zderzenie z egipskimi cenami uświadomiło nam, że nastąpił ich znaczący wzrost w stosunku do tego, co podaje przewodnik Lonely Planet. Za pokój z łazienką w Africa Hostel musieliśmy zapłacić aż 160 EGP. Mieliśmy za to darmowy Internet, oraz skromne śniadanie. Nazajutrz wybraliśmy się na dworzec kolejowy, żeby dokonać zakupu biletów na nocny pociąg do Luksoru. Niby banalna i prosta sprawa, a jednak da się ją skomplikować. W miejscu gdzie jak wół stało Sleepers ticket Office nie sprzedano nam biletów, gdyż jak stwierdzono nastąpiły problemy techniczne z komputerami. Piramidy Wysłano nas więc do innego biura mieszczącego się z drugiej strony dworca, które jak się okazało nie posiadało ani jednego komputera, miało za to telefon!!! Bilety kasjer wypisywał ręcznie uprzednio dzwoniąc gdzieś (idę o zakład, że do biura z komputerami, w którym byliśmy wcześniej). Niestety numer, na który dzwonił kasjer był najczęściej zajęty, więc cała procedura trwała w nieskończoność. Bilety (2x60 USD płatne w dolarach bądź euro) w końcu kupiliśmy dopiero po 2 godzinach, mimo iż przed nami w kolejce były tylko 2 osoby!!! Z dworca udaliśmy się pod Hotel Hilton, w okolicach, którego stają miejskie autobusy do Gizy (bilet 2EGP). Znajdują się tam też 2 dworce autobusowe, z których to myśleliśmy, że odchodzą wspomniane autobusy. Jak się jednak okazało autobus nr 357 do Gizy do żadnego z tych dworców nie wjeżdżał, a jedynie zatrzymywał się w pobliżu w zupełnie nieoznaczonym miejscu, na znalezienie którego straciliśmy kolejną godzinę. W międzyczasie rozpadało się jeszcze, więc mokrzy i lekko skołowani wyruszyliśmy w końcu na spotkanie z piramidami. Po mniej więcej godzinie jazdy dojechaliśmy do Gizy, gdzie za radą poznanego w autobusie autochtona przesiedliśmy się do mikrobusu, którym to przejechaliśmy jeszcze około 2 km w kierunku wschodnim. Tutaj skierowano nas do agencji, która organizowała wycieczki na wielbłądach, w której to wykupiliśmy 3 godzinną przejażdżkę wraz ze zwiedzaniem piramid. O kosztach tego typu przyjemności nie będę się rozpisywał, dodam tylko, że były one niemałe. Sfinks Wreszcie sadowimy się wygodnie(?) na tych sympatycznych zwierzętach, które prychając i charcząc okazują swoje niezadowolenie z przerwanej sjesty. Jednak ostra reprymenda i kij poganiacza sprawiają, że posłusznie ruszają w kierunku piaszczystych wydm. Po około 15 minutach wreszcie naszym oczom ukazały się piramidy; z prawej najwyższa 147 metrowa Piramida Cheopsa, tuż obok o 10 metrów niższa Chefrena, dużo niższa, bo tylko 65 metrowa Mykerinosa i pozostałych kilka dużo, dużo mniejszych. Z wzniesienia, na które wjechaliśmy budowle wyglądały naprawdę wspaniale. Po wykonaniu mnóstwa zdjęć, zjechaliśmy w dół, gdzie zostawiliśmy wielbłądy i poszliśmy zwiedzać same piramidy. Od tego mementu towarzyszyła nam grupka natrętnych arabów, próbujących wcisnąć nam przeróżnej maści shit for turist. Ich upierdliwość i nachalność przechodziła wszelkie możliwe wyobrażenia. Zepsuli nam cały urok tego miejsca i przyjemność zwiedzania. Dlatego też dużo szybciej niż zamierzaliśmy zwiedzamy piramidy, grobowce i posąg Sfinksa. Co ciekawe do każdego z tych miejsc obowiązuje osobny bilet, który w naszym przypadku był wliczony w koszta wielbłądowej wycieczki. Na koniec obowiązkowo musimy wręczyć napiwki przewodnikowi i poganiaczowi, po czym równo z zachodem słońca, tym samym miejskim autobusem linii 357 wracamy do Kairu. W hotelu odbieramy z depozytu nasze plecaki, po czym udajemy się do metra (bilet 1,35 EGP) (plan metra), którym dojeżdżamy do dworca kolejowego w... Gizie. Asiula i wielbłąd W pociągu w wyniku jakiegoś zamieszania, bądź zmian, których nawet nie staramy się zrozumieć dostajemy przydział do innego wagonu niż widnieje na bilecie. Musimy przejść z plecakami dwa razy cały pociąg, by wreszcie znaleźć się w swoim przedziale, w którym steward w głębokich ukłonach przeprasza nas za całe zamieszanie. Dostajemy czystą pościel oraz naprawdę smaczną i pożywną kolację. Dwuosobowe czyste przedziały z łazienką zupełnie odbiegają od sypialnych pociągów, które dane było mi do tej pory oglądać. Całonocna podróż w wygodnych łóżkach mija nam szybko, tak, że wypoczęci i w dobrych humorach wczesnym rankiem lądujemy na dworcu w Luksorze. Stąd 15 minutowy spacer i jesteśmy w Hotelu Fontana (60 EGP za dwójkę). Szybka zmiana ciuchów i już siedzimy w mikrobusie, którym pojedziemy zwiedzać atrakcje znajdujące się po drugiej stronie Nilu. Wycieczkę załatwiliśmy meldując się w naszym hotelu, a początkową cenę 450 EGP za osobę zbiliśmy do 250 EGP wraz z wejściówkami. Najlepsze było stwierdzenie kierownika hotelu: tylko nie mówcie nikomu, że tak tanio, bo i tak wam nie uwierzą...
strona 1 | 2 | 3 | 4
2001 © dyszkin
design by dyszkin