relacje z wypraw              galeria              o mnie              ciekawostki
informacja o krajach:

Ekwador
Peru
Boliwia
zobacz trasę przejazdu:

trasa
Ameryka.pdf

Czas trwania naszej wyprawy: 2 sierpnia – 2 września 2002

Uczestniczyły 3 osoby: Gośka, Olo i ja.



Katowice – Warszawa – Frankfurt/Menem – Caracas – Bogota – Quito


Po zeszłorocznych Himalajach na tegoroczne wakacje zaplanowaliśmy Andy. Skład był prawie ten sam, jedynie Aśka się wykruszyła, bo zamiast zostawić kasę na wakacje wolała sobie kupić mieszkanie. Jednak Asie zastąpiła Gosia, tak że właśnie taką trójką razem z Olem wyruszyliśmy na podbój Ameryki Południowej.
Pucybuty z Quito Ja i Olo wyjechaliśmy z Katowic dzień wcześniej, po to żeby jeszcze zabawić u Asi i jej Brata w Wawie i stamtąd rano dopiero, z lekkim szmerem w głowie, dotarliśmy na Okęcie gdzie już czekała na nas Gośka. Bez żadnych przygód dolecieliśmy do Frankfurtu nad Menem, gdzie zmieniliśmy terminale i polecieli dalej Lufthansą do stolicy Wenezueli - Caracas. Lot trwał ok. 9 godzin, który uprzyjemnialiśmy sobie tradycyjnie browarkami serwowanymi przez stewardesy. Muszę tu jednak zaznaczyć, że z pośród wszystkich linii lotniczych, którymi podróżowałem Lufthansa ma najgorsze żarcie, które wręcz pachnie sztucznością, o smaku nie wspominając. Dość powiedzieć, że organizm Ola w ogóle nie zaakceptował niemieckich "pyszności", tak że w użycie poszły torby na pawie. Tymczasem wylądowaliśmy w Caracas, gdzie panował niesamowity upał i bardzo duża wilgotność. W dodatku na lotnisku nie było, bądź też nie działała klimatyzacja. Do tego wszystkiego okazało się, że Lufthansa nie potwierdziła dalszej części naszej podróży i musieliśmy się trochę nakombinować aby lecieć dalej. Po kolejnych 1,5 godzinach lotu wylądowaliśmy w stolicy Kolumbii - Bogocie. Lotnisko było bardzo ładne, czyste, a na ścianach były niesamowite mozaiki, no i działała klimatyzacja. Już bez żadnych problemów przesiedliśmy się do samolotu lecącego do Quito i po kolejnych 2 godzinach znaleźliśmy się w Ekwadorze, będąc tym samym po raz pierwszy na półkuli południowej naszego globu. Quito Jednak byliśmy tak wykończeni całą podróżą i zmianą czasu (ponad dobę byliśmy na nogach), że zasypialiśmy prawie na stojąco, czekając w długiej kolejce na odprawę. W roku 2002 do Ekwadoru Polacy nie potrzebowali wiz, tak że po ostemplowaniu paszportu przez celnika, zamówiliśmy kurs taryfą do Hotelu Margerita, który okazał się cichym, przytulnym i niezbyt drogim jak na centrum Quito (5 USD od osoby). Jako że był środek nocy, po kąpieli poszliśmy od razu spać.
Rano postanowiliśmy, że zostaniemy jeszcze jedną noc w Quito, a cały dzień poświęcimy na zwiedzanie. Żeby zacząć zwiedzać potrzeba pieniędzy, tak więc zaczęliśmy od poszukiwania kantoru po to aby nasze dolary zmienić na sucre. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się że nigdzie nie ma kantoru, a banki nie prowadzą wymiany walut. Błąkaliśmy się z dobrą godzinę po centrum miasta, na dodatek głodni bo bez śniadania i nic! W końcu nie wytrzymałem i zagadałem jakiś tubylców i w mieszaninie słów angielsko-hiszpańskich dowiedziałem się, że od jakiegoś czasu dolary zastąpiły sucre i stanowią obecnie jedyny środek płatniczy w Ekwadorze. Katedra Dlatego nie było kantorów, bo po prostu nie były potrzebne - wszyscy płacili dolarami USA!!! Mimo tych wyjaśnień, mocno nieufni weszliśmy do jakiejś knajpy i zamówiliśmy humitas (placki kukurydziane) i kawę (a raczej mleko z kawą). I rzeczywiście, po zjedzeniu kelnerka podała nam rachunek z ceną w dolarach USA. Jednym słowem Ameryka!
Kilka słów o Quito. Miasto to położone jest na wysokości 2850 mnpm w bezpośrednim sąsiedztwie równika. Nad samym Quito górują ośnieżone szczyty wulkanów i wielki 30 metrowy monument Madonny (Virgen de El Panecillo) na jednym ze wzgórz, na który można wejść i podziwiać panoramę miasta. Warto dodać że Quito jest wpisane na światową listę dziedzictwa kulturalnego UNESCO, za sprawą wspaniale zachowanej kolonialnej zabudowy miasta.
I tak nam minął pierwszy dzień: zwiedziwszy starówkę, kilka kościołów i podziwiając panoramę miasta z posągu Madonny wróciliśmy do hotelu. Co ciekawe, w samym Quito turystów było raczej mało, a większość ludzi z którymi rozmawialiśmy twierdziła, że miasto jest bardzo niebezpieczne, za sprawą kieszonkowców i napadów rabunkowych.
strona 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6
2001 © dyszkin
design by dyszkin