relacje z wypraw              galeria              o mnie              ciekawostki
informacja o krajach:

Iran
zobacz trasę przejazdu:

trasa
wersja do druku:

Iran.pdf

Czas trwania naszej wyprawy: 1 marca – 23 marca 2008

Uczestniczyły 2 osoby: Asia i ja.



Katowice – Warszawa – Teheran – Shemshak – Dizin – Teheran


Zima ostatnimi czasy w naszym kraju ma niewiele wspólnego z mrozami i śniegiem. Dlatego też, jako zapalony snowboardzista, postanowiłem przechytrzyć kapryśną aurę i wybrać się w marcu do Iranu celem tradycyjnie już zwiedzenia tego pięknego kraju, zakosztowania szaleństwa snowboardowego w obficie pokrytych śniegiem górach, oraz nurkowania na rafie koralowej w Zatoce Perskiej. Tak, tak - to nie pomyłka sporty zimowe i letnie można tutaj zamiennie przeplatać pokonując tylko dystans 1500 km jaki dzieli góry od morza.
Jako że marzec nie jest typowym miesiącem wakacyjnym, udało mi się namówić na wyprawę tylko Asię, tak że we dwójkę stawiliśmy się u kuzynki Asi - Ani w Warszawie 29 lutego. Tam zostawiamy na 3 tygodnie samochód i 1 marca wylatujemy z Okęcia przez Moskwę do Teheranu. Przed wyjściem do odprawy na lotnisku im. Imama Chomeiniego, Asia przywdziewa na głowę chustę, z którą przyjaźnić się będzie do końca wyjazdu. Kobiety w Islamskiej Republice Iranu mają obowiązek noszenia chusty zakrywającej włosy. dawna ambasada USA W środku nocy wysiadamy z samolotu i stajemy do odprawy paszportowej. Urzędnik sprawdza nam wizę (Obwieś wielkie dzięki za pomoc w ambasadzie) i wbijając nam stemple z uśmiechem życzy miłego pobytu w Iranie. Odbieramy bagaże i zmieniamy 300 USD po kursie 9 150 IRR za jednego dolara. W zamian za 3 banknoty po 100 USD otrzymałem ogromny plik banknotów który ledwo upchałem w podręcznym plecaczku!!! W Iranie operuje się głównie banknotami 10 tys. i 20 tys. rzadko 50 tys. Zresztą te ostatnie są mało przydatne przy drobnych opłatach i raczej należy ich unikać. Z pieniędzmi w Iranie w ogóle jest dziwna sprawa - płaci się rialami, choć wszyscy operują tomanami (1 toman = 10 riali). Ceny też podawane są różnie raz w tomanach, raz w rialach dlatego warto się zawsze upewnić co ile kosztuje. Na początku ciężko się przyzwyczaić ale z czasem przychodzi to samo i nie ma z tym problemów.
Z lotniska bierzemy taksówkę za 150 tys. riali, którą jedziemy 35 km do hostelu Mashhad położonego praktycznie w samym centrum miasta. Otwiera nam zaspany recepcjonista (jest 3 w nocy) i wręcza nam klucze do małego ale schludnego pokoju (80 000 IRR). Zmęczeni zasypiamy długim, kamiennym snem...
Shemshak Mniej więcej koło południa, opuszczamy hotel i ruszamy w miasto. Tego dnia załatwiamy bilety na nocny pociąg do Esfahanu (kuszetka 45 000 IRR) i dokonujemy zakupu niezwykle ważnej czarnej tuniki dla Asi. Iranki oprócz chusty na głowę, noszą również sięgające kolan tuniki. Chodzi o to żeby kobieca pupa w dżinsach nie przykuwała uwagi męskich, irańskich oczu. I rzeczywiście po kupnie i ubraniu tegoż wdzianka Asia przestała wzbudzać sensacje na ulicach Teheranu. Ale zanim do tego doszło straciliśmy prawie 3 godziny w poszukiwaniu damskiego sklepu z ciuchami. Męskich było bez liku, damskich wcale. W końcu udało nam się znaleźć w okolicach ulicy Ferdosi jakąś boczną uliczkę i tam za 140 tys. IRR Asia nabyła wymarzoną tunikę, którą niezwłocznie ubrała i z którą nie rozstawała się już do końca wyjazdu.
Shemshak Szybko mija nam ten pierwszy dzień w Teheranie, wieczorem w hotelu poznajemy sympatycznego Polaka, który deklaruje chęć pojeżdżenia z nami na deskach w górach. Doskonała to wiadomość bo pozwoli nam to obniżyć koszty przejazdu w góry. Wczesnym rankiem bo około godziny 6:00 ubrani w spodnie narciarsko-snowboardowe, z butami w plecakach i przywiezioną z Polski deską pod pachą udajemy się do pobliskiej stacji metra (plan metra). Wysiadamy na stacji Imam Hossein (bilet na 2 przejazdy 2000 IRR), skąd jedziemy trolejbusem na wschodni dworzec autobusowy. W trolejbusie następuje pierwsze zderzenie z irańską rzeczywistością - Asia zmuszona jest jechać w tylnej, przeznaczonej TYLKO dla kobiet, części pojazdu.
Dizin Na dworcu nawet specjalnie nie musimy mówić dokąd chcemy jechać - każdy widzi nasz ekwipunek i przekazuje nas z rąk do rąk, z okienka do okienka. Tłum chętnych do pomocy gęstnieje, oprócz farsi i polskiego słychać język angielski, niemiecki i rosyjski. Każdy zna tutaj jedno, bądź dwa słowa w obcym języku i stara się pomóc jak może. Śmiesznie to wszystko wygląda, na szczęście w końcu lądujemy w taksówce jednego z wielu rozmówców. Co robić, zdajemy się na Allaha i zostajemy wywiezieni na wylotówkę w góry. Tutaj kierowca zatrzymuje auto, a że nie może się z nami za nic dogadać, znajduje kogoś na ulicy kto zna angielski. I tak udaje nam się za pośrednictwem tłumacza wynegocjować kurs do Dizin, za który tam i z powrotem (do hotelu) będzie nam zapłacić bagatelka 600 tys. IRR. Dizin Po godzinie drogi mimo zapewnień kierowcy że to Dizin dojeżdżamy w końcu do Shemshak. Szkoda nam pięknego dnia na wykłócanie się, dlatego też chcąc nie chcąć zostajemy w Shemshak, drugim co do wielkości ośrodku narciarskim w Iranie. Asia z Adamem udają się do wypożyczalni i pożyczają narty z kijkami w cenie 220 tys. IRR za komplet. Następnie kupujemy skipassy za 140 tys. IRR i tu miła niespodzianka kobiety mają wejście na wyciągi gratis. Promocja to, czy kolejna forma dyskryminacji...?
Ośrodek ten posiada 7 wyciągów, kilka tras zjazdowych w tym czarną o nachyleniu 45o. Najdłuższa trasa liczy 1450 m, przy różnicy wzniesień 500 m, a górny punkt stacji znajduje się na wysokości 3050 mnpm. Nie trzeba dodawać, że na początku marca panują tutaj alpejskie warunki i śniegu jest w bród. A jako, że wiosna w Iranie gości wcześniej niż w Polsce, to nie brakuje słońca, przed którym obficie trzeba się smarować kremami z filtrem UV. Cały dzień szusujemy w Shemshak i jako jedyni turyści na stoku wzbudzamy sporą sensację. Co ciekawe kurorty narciarskie to jedyne miejsca w Iranie gdzie kobiety mogą chodzić z odsłoniętą głową. Popołudniu wracamy z naszym kierowcą, który jednak mimo wcześniejszej umowy nie podrzuca nas do hotelu a zostawia w centrum Teheranu. Trudno się wykłócać z kimś kto nie rozumie ani słowa, dlatego machamy w końcu ręką na cwaniaka i inną taksówką za 2 USD wracamy do hotelu. Wieczorem zgadujemy się z szefem Mashhadu, że na drugi dzień zabierze nas za 500 tys. IRR do Dizin i z powrotem do hotelu. I rzeczywiście o 7:00 rano jedziemy już znajomą drogą w stronę gór. Dizin Tym razem już bez żadnych przeszkód dojeżdżamy do Dizin, co ciekawe na parking przy górnej stacji ośrodka na wysokości 3600 mnpm. Dizin to największy w kraju kompleks narciarski i jeden z 40 największych na świecie. Został zbudowany podobnie jak Shemshak jeszcze przed rewolucją islamską przez szacha Reza Pahlawi miłośnika 2 desek (zobacz plan ośrodka). Niestety tego dnia nie ma tak wspaniałej pogody jak dzień wcześniej, ba nawet sypie śnieg i jest lekki mróz. Kupujemy za 150 tys. IRR (+ 20 tys. kaucja) skipass i śmigamy w dół. Stacja narciarska naprawdę robi wrażenie, jest tutaj 13 wyciągów w tym trzy 4-osobowe gondolki, 23 nartostrady przy różnicy wzniesień 950 m, kilka restauracji i ogromne śnieżne połacie do fantastycznego freeridu. teahouse Jazda po puchu to jest to co lubię najbardziej, więc tego dnia mogę się naprawdę wyjeździć i odbić sobie całą kiepską zimę jaka była w Polsce. O 16:00 przyjeżdża po nas nasz kierowca tak że z żalem wracamy do Teheranu, zatrzymując się jednak po drodze w bardzo przytulnym teahousie na doskonałą herbatę i ghalyun czyli fajkę wodną. Pykając sobie miętowy tytoń i popijając herbatę zajadamy daktyle i opowiadamy sobie o tym jak się żyje w Polsce i Iranie. Wieczorem już w hotelu zażywamy kąpieli, po czym zostawiamy w hotelowym depozycie deskę i buty narciarsko-snowboardowe i w towarzystwie dwóch Hiszpanów, jedziemy na dworzec kolejowy, skąd wyruszamy w 9-cio godzinną podróż do Esfahanu.

strona 1 | 2 | 3 | 4 | 5
2001 © dyszkin
design by dyszkin