relacje z wypraw              galeria              o mnie              ciekawostki
informacja o krajach:

Egipt
Izrael
zobacz trasę przejazdu:

trasa
wersja do druku:

Egipt-Izrael.pdf

Luksor – Hurgada – Sharm el Sheikh – Dahab – Mt. Synaj – Taba


Zwiedzanie zaczynamy od 20 metrowych Kolosów Memnona, potem udajemy się do wspaniałej świątyni Hatszepsut. Tutaj zatrzymujemy się na dłużej podziwiając liczne posągi i obeliski oraz reliefy i malowidła. Ze świątyni przenosimy się do Doliny Królów, gdzie znajdują się bogato zdobione, wykute w skale liczne korytarze i sale, czyli grobowce największych władców Egiptu. W sumie odkryto tutaj 63 grobowce, oraz 20, których budowy nie ukończono. Niestety wszystkie grobowce, poza jednym Tutanchamona, zostały na przestrzeni wielu lat dokładnie splądrowane. To, co udało się zachować obecnie znajduje się w Muzeum Egipskim w Kairze. Na południe od Doliny Królów znajduje się kolejna nekropolia, w której pochowano żony królów Egiptu i niektórych książąt, w tym najpiękniejszy i najbardziej znanych grobowiec królowej Nefertari żony Ramzesa II. świątynia Hatszepsut Wracając zatrzymujemy się jeszcze w jednej z licznych manufaktur z alabastrem. Nawet nie sprawdzamy ile co kosztuje, zresztą i tak nie ma tutaj niczego, co by nas skusiło do zakupu. Udaje nam się tym razem wymigać od napiwku szybko opuszczając busika i znikając w naszym hotelu. Bierzemy prysznic i idziemy na całkiem smaczny obiad (10 EGP) do jednej z licznych knajpek, po czym przez bazar udajemy się na spacer do położonej nad samym Nilem świątyni Amona-Ra. Jednak z uwagi na dość późną porę i drogi bilet wstępu (50 EGP) postanawiamy zobaczyć ją z zewnątrz, co jak się okazuje jest jak najbardziej słuszną decyzją - od strony rzeki widok na cały kompleks jest naprawdę doskonały.
Z atrakcji Luksoru nie starcza nam już czasu na zwiedzenie Karnaku, gdyż nazajutrz musimy jechać do Hurgady, skąd mamy zamiar płynąć statkiem do Sharm er Sheik.
Rano zgodnie z planem taksówką za 30 EGP jedziemy na dworzec autobusowy i ruszamy w 4 godzinną podróż do Hurgady (bilet 30 EGP). Po drodze mamy kilka kontroli policyjnych, wszystko to za sprawą zamachów terrorystycznych, które na przestrzeni kilku ostatnich lat miały miejsce w Kairze, Asuanie, Gizie, Luksorze, Dahab, Sharm er Sheik, czy Tabie. świątynia Amona-Ra Na dworcu w Hurgadzie dajemy się namówić na nocleg w Hotelu Sea Waves (40 EGP za dwójkę), do którego za 10 EGP jedziemy taksówką. Załatwiamy też bilety na speed boat do Sharm er Sheik (250 EGP/osobę). Jako że przed nami całe popołudnie, to starcza nam czasu i na smażenie się na mało ciekawej plaży (płatnej 10 EGP od osoby), obiad w dość wyszukanej restauracji, sziszę w knajpie z lokalsami i mecz grupowy Egiptu w pucharze Narodów Afryki. Co ciekawe mimo, iż w Hurgadzie jest dość sporo białasów z całego świata, nikt oprócz nas nie ogląda pojedynku Egiptu z Mali. A jest co oglądać, bo oprócz emocji sportowych, można poobserwować żywo reagujących Egipcjan. Po meczu (oczywiście wygranym przez Egipt) udajemy się do jednej z licznych knajp na piwo. Wybór trunków jest raczej dość marny, za to ceny wzięte z sufitu. A ponieważ nazajutrz czeka nas poranny rejs i wczesna pobudka, to szybko kończymy imprezę i wracamy do hotelu. Noc niestety nie należy do spokojnych, gdyż zewsząd atakują nas dosłownie chmary wygłodniałych komarów. Ach, jakże by się przydała pozostawiona w domu moskitiera... Dahab by night Rano, niewyspani, w dość kiepskich humorach zjawiamy się w porcie. Tutaj przechodzimy dość dokładną kontrolę, łącznie z prześwietlaniem bagażu, po czym lokujemy się na małym stateczku, dokładnie takim samym, jakim płynęliśmy w Iranie z wyspy Kish. Według armatora powinniśmy płynąć 1,5h, w rzeczywistości jednak płyniemy 2 razy dłużej. W porcie czekają już na nas taksówki, które żądają za kurs jakichś absurdalnych cen, jednak tuż za portem wraz z poznaną ukraińską parą umawiamy się z taksówkarzem na kurs do Dahab za 220 EGP. Po 40 minutach jazdy wysiadamy przed główną promenadą bardzo sympatycznego i klimatycznego miasteczka, w którym zostajemy aż 4 dni. Z pośród bardzo bogatej oferty noclegowej wybieramy porządny Alaska Camp w cenie 100 EGP za pokój z łazienką i klimatyzacją. Kolejne dni upływają nam na totalnej sielance, codziennie snurklujemy na wspaniałej rafie koralowej, obżeramy się w wykwintnych restauracjach, oglądamy z tubylcami mecze pucharu Afryki i wylegujemy się na słońcu. W międzyczasie dochodzą do nas wiadomości z kraju o tęgich 20 stopniowych mrozach. Pozostaje nam zatem tylko cieszyć się z tego, że udało nam się oszukać srogą zimę. Czy aby na pewno? widok z góry Synaj W przedostatni dzień pobytu w Dahab wybieramy się na nocny treking na Mt. Synaj (2285 mnpm). Nocny, gdyż jak wieść niesie góra ta słynie z niezapomnianych wschodów słońca. O godzinie 23:00 ubrani we wszystkie możliwe zimowe ciuchy wyjeżdżamy z Dahab i 2 godziny później jesteśmy w Świętej Katarzynie (wstęp 17 EGP). Tutaj połączeni w większą grupę dostajemy beduińskiego przewodnika i zaczynamy dość mozolne dwu i półgodzinne wejście na szczyt. Z każdą minutą robi się coraz zimniej, gęstnieje też tłum turystów - głównie Rosjan. Wschód słońca planowany jest na około 6 rano, tymczasem my jesteśmy na szczycie już o godzinie 3!!! Postanawiamy przeczekać pod szczytem, w jednym z namiotów beduinów, którzy oferują za kosmiczne pieniądze gorące napoje i koce. Przy okazji mamy możliwość poobserwowania całej rzeszy przypadkowych turystów z całego świata, których biura podróży zapędziły do tej arcy atrakcyjnej wycieczki. Pierwszorzędny ubaw. Wreszcie nadchodzi pora wschodu słońca, o której można napisać krótko i dosadnie: wzeszło. Robimy kilka zdjęć i schodzimy w dół. Wrażenia z Mt. Synaj? Dzikie, wrzeszczące tłumy ludzi, sterty śmieci, straszna komercja, potworny przenikający chłód i nie wiedzieć czemu 3 godzinne koczowanie na szczycie (zapewne po to, żeby dać zarobić tutejszym kramikom). Św. Katarzyna Jak dla mnie jedna z najbardziej nietrafionych wycieczek jakie doświadczyłem w życiu. Okolica owszem bardzo ładna, a same góry malownicze i na pewno warto wejść na szczyt tylko, że w ciągu dnia, gdy jest o wiele cieplej i nie ma tych całych tłumów. Nocne wejście to kompletne nieporozumienie. Jako jedni z pierwszych docieramy do klasztoru w Świętej Katarzynie i w tutejszym cofee shopie pijąc pyszną kawę powoli odtajamy. Stopniowo docierają zorganizowane grupy turystów - wszyscy przemarznięci do szpiku kości. W międzyczasie otwierają klasztor, w którym tak naprawdę niewiele jest do zwiedzania. O godzinie 10 w końcu opuszczamy góry i wracamy do Dahab, gdzie długo jeszcze dochodzimy do siebie po nocnej eskapadzie. Na drugi dzień opuszczamy Dahab porannym autobusem (30 EGP/osobę) jedziemy do Taby - granicznej miejscowości z Izraelem. Mimo iż to tylko 120km odcinek ten pokonujemy w 3,5 godziny, a wszystko za sprawą licznych i drobiazgowych kontroli. Wreszcie docieramy do granicy.
strona 1 | 2 | 3 | 4
2001 © dyszkin
design by dyszkin